poniedziałek, 6 grudnia 2010

Isabel Allende : "Portret w sepii"



     "Portret w sepii" jest pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Allende. Teraz, po lekturze, zastanawiam się - dlaczego tak późno? Wszystko jednak można nadrobić i ja to zrobię. Oficjalnie ogłaszam, że zamierzam zgromadzić (i rzecz jasna przeczytać) wszystkie jej dotychczas wydane (w Polsce) powieści. Nie o tym jednak ma być ta wieczorna notka, zacznijmy więc na temat. 
      "Portret w sepii" to już trzecia bodajże część trylogii, jednak ja przeczytałam (opieram się przed napisaniem "pożarłam", ale nie przesadzajmy) ją bez znajomości poprzednich. Nie miałam wrażenia, iż czytam kontynuację. Bogu niech będą dzięki. 
       Każdy z nas ma rodzinę oraz.. odrobinę ciekawości w sobie. W życiu często zdarza się, że nie znamy swojego pochodzenia, przodków, ich historii, a nawet rodziców. Co wtedy? Zazwyczaj pragniemy odszukać prawdę, znaleźć odpowiedzi na zadawane pytania. Niestety nie zawsze się to udaje. 
     Aurorze del Valle, wnuczce znanej ze swojego sprytu i smykałki do interesów Pauliny del Valle, udało się. Opowiada nam całą swoją historię, i nie tylko. Otwiera przed nami drzwi do tajemnic - tych dużych i małych - rodziny del Valle, opisując czterdzieści siedem lat z ich życia. 
        Autora, pod opieką kochającej babci od strony ojca, dorasta w Chile. Mimo licznych prezentów i miłości, jej młode życie nie jest całkowicie kolorowe. Prześladowana jest bowiem przez złe sny z wczesnego dzieciństwa, kiedy to wychowywali ją drudzy dziadkowie w chińskiej dzielnicy San Francisco. Dzięki licznym poszlakom, odkrywa drogę do sekretów rodziny, własnego pochodzenia i pikantnych szczegółów o wielu przodkach. 
        Główna bohaterka książki, a zarazem jej narratorka, przyszła na świat w niekoniecznie różowych, acz bardzo często - niestety - spotykanych okolicznościach. Przez wiele lat oszukiwana, w końcu postanawia sama odkryć prawdę. Niekoniecznie częsty motyw, w dodatku wspaniale rozbudowany. Autorka, Isabel Allende, absolutnie nie jest monotonna - zgrabnie przeskakuje z postaci na postać, praktycznie każdy członek dużej rodziny del Vanne'ów jest scharakteryzowany w sposób intrygujący, dzięki czemu nie miałam problemu z ich zapamiętaniem. Każdy bohater wykreowany przez Allende jest inny i na swój sposób dość specyficzny. Posłużę się przykładem Pauliny, osoby z wyższej klasy społecznej, popularnej przez dobrze zaplanowane interesy, mieszkającej w ponad czterdziestu pokojowym domu. Jest kobietą niezależną, bezczelną i robiącą wszystko, co jej się żywnie podoba. Swoją wnuczkę, Aurorę, chce wychować na podobną do siebie. Nie rozumie, że dziewczynka niekoniecznie marzy o takim samym życiu jak babcia - każdy z nas ma przecież marzenia, swoje własne plany. 
        "Portret w sepii" jest lekturą refleksyjną, ale i relaksującą - jakże przyjemnie było przenieść się do XIX-wiecznego Chile, San Francisco czy Chinatown i wraz z Aurorą odkrywać ciemne zakamarki rodzinnej przeszłości.  Powieść ma chyba tylko jedną wadę - za szybko się kończy (mimo dość sporej ilości stron, czyta się błyskawicznie i gdybym mogła, połknęłabym ją od razu). Z ogromną przyjemnością sięgnę po kolejne książki Isabel Allende - książki, miejmy nadzieję, równie fantastyczne jak i ta. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie zasmakowali prozy tej autorki. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz